Top

No i co z tym jedzeniem?

Kilka osób pytało mnie, jak to u mnie wyglądało z włączaniem stałych pokarmów. Czy dziewczyny były chętne na poznawanie nowych smaków? Co sprawiało największe trudności? Czas rozwiać wszelkie wątpliwości.

 

 

Każda z nich była inna i zupełnie inaczej wyglądało wprowadzanie pokarmu. Mimo że za zgodą naszego pediatry swoją bezmleczną drogę rozpoczęły w wieku 6 miesięcy, to później nieco wszystko różniło się od siebie. A przecież przy drugim bobasie powinnam być mądrzejsza, ale niestety teoria i praktyka, przynajmniej w przypadku Gabrysi, nie szły w parze.

 

 

 

 

Zuzia

 

 

Z Zuzią, gdy tylko lekarka dała zielone światełko, zaczynałam od zielonych warzyw, później wprowadzałam kolejne typu marchewka, ziemniak, pietruszka. itp. Ponadto deserki – starte jabłuszko, pieczone jabłko, rozciapciany banan itd. Najpóźniej wprowadziłam truskawki i maliny, ale to w obawie przed alergią, którą mogła odziedziczyć po mnie. Gdy wyszło jej już kilka ząbków uczyłyśmy się gryzienia. Szło to dość płynnie i powiem szczerze większych problemów z Zuzią nie było… no może oprócz tego, że nie chciała jeść jajek ani ryb. Dopiero około trzeciego roku życia przekonała się do smaku i obecnie zjada ze smakiem. Potrzebny był do tego wyjazd nad morze oraz siostrzenice, które mocno ją dopingowały ? i wytłumaczyły: „gdy je się ryby i jajeczko to człowiek szybko rośnie ?”. A Zuza uwierzyła im i od tamtej pory wcina aż się uszy trzęsą.

 

 

Od maleńkości Zuzia miała swoje ulubione smaki i ciężko było ją przekonać do nowych (musiało minąć trochę czasu by dojrzała do tego, aby chociaż polizać). Choć trzeba przyznać, że przejście od papek do normalnego jedzenia poszło dość gładko. Obecnie motorkiem napędowym do próbowania nowości jest dla Zuzi Gabrysia, za to dla Gabrysi Zuzia.

 

 

 

 

Gabrysia

 

 

To złote dziecko. Jedząc papki można było tam dosłownie wszystko zblendować – buraki, kalafior, ryba, wołowina czy kurczaczek. Jadła ze smakiem i bez problemowo. Kiedy zaczęła ząbkować i w buzi było już kilka zębów postanowiłam spróbować metodę blw (tej metody nie stosowałam przy Zuzi). Zakupiłam książkę „alantankowe BLW” Joanny Anger i Anny Piszczek. Znajdziemy tam fajne, proste przepisy, które miały na celu wyprowadzić Gabrysię z papek. No to tak… prób było kilka i to w odstępie czasowym. Młoda siadała do swojego krzesełka i dostawała jedzonko. Wkładała warzywa czy mięsko niezdarnie do buziaka i zaczynało się krztuszenie. Gryzła kawałki i od razu chciała je połykać, co powodowało krztuszenie. Gryzienie??? Nawet nie chciała spróbować. Przy kolejnych próbach pojawiła się panika w oczach i znowu krztuszenie. W końcu stwierdziłam, że tak dłużej być nie może. Wróciłam do papek i co pewien czas próbowałam czy Gabrysia w końcu zacznie gryźć. Trochę to trwało, ale w końcu załapała. A książka? Książkę za to wykorzystałam, do przygotowywania posiłków dla nas, kiedy to w głowie pojawiała się pustka i ciągle pytanie: „Co dziś ugotować na obiad?”

 

 

W okresie, gdy znowu wróciłam do zblendowanego jedzenia,  jak to matka zaczęłam się martwić, że może coś jest nie tak… Na placu zabaw, zaczęłam nawet wylewać żale napotkanej przypadkowo Mamie dotyczące jedzenia Gabrysi. A ta po prostu chlapnęła, że to pewnie refluks. Postawiła diagnozę, mimo że tak naprawdę ani nie była lekarzem ani jej nie przebadała, dosłownie tak rzuciła słowo „refluks”. No i się zaczęło… zaczęłam szukać dlaczego moje dziecko nie połyka i co to może oznaczać. Głowa mi pękała od wiadomości i coraz bardziej zamartwiałam… choć po konsultacji z naszą lekarką usłyszałam, że dziecko prawidłowo się rozwija i najwidoczniej potrzebuje czasu… Teoretycznie lekarka mnie uspokoiła, choć w głowie nadal pozostawała odpowiedź tej mamy. Ja wiem bez sensu (w sumie jak zawsze) martwiłam się na zapas. Dopiero, gdy Gabrysia skończyła rok i dwa miesiące, a w buzi prawie pełne uzębienie postanowiła spróbować „coś” zjeść. Powoli zaczęła gryźć małe kawałeczki, z czasem już sobie sama odgryzała i jadła. Jadła i to w końcu bez żadnego krztuszenia – w końcu! Nastąpił przełom!!!! ???

 

 

 

 

Co do nowych smaków, Gaba jest dużo chętniejsza żeby spróbować i wyrobić sobie jakieś zdanie. Choć bywają takie dni, że nie ma ochoty na pewne smaki. No, ale to wiadomo, nawet dorosły ma takie dni, że czegoś nie chce i omija szerokim łukiem. Na przykład ostatnio nie chciała jeść kwaśnych rzeczy… nieee i koniec! Uparciuch z niej straszny, ale w końcu nadszedł taki dzień, że zjadała się ze smakiem zupę ogórkową, a niechęć do kwaśnego minęła.

 

 

Ogólnie drogie Mamy, nie martwcie się, kiedy Wasze dziecko zrobi coś odrobinę później niż wszystkie. Po prostu jedne dzieci, łapią szybciej inne potrzebują czasu. Wiadomo, gdy nas coś martwi warto zapytać lekarza i trzymać się tego co mówi. A co najważniejsze słuchajcie swoich dzieci, bądźcie rozsądne w tym co robicie i powoli do przodu. Nigdy nic na siłę. NA WSZYSTKO PRZYJDZIE CZAS!!!!

No Comments

Post a Comment