Top

Mężu – nie chrap już tak!

Jest 20:30. Tak dobrze czytacie 20:30 i mam wolne :). Starsza córka smacznie śpi, młodsza napełniła brzuszek mleczkiem i zasnęła. Wieczór jest mój. Balanga na całego! Tylko co tu robić? Film, książka, a może w końcu pogaduchy z mężem – tak mało mamy dla siebie czasu przez cały tydzień…. Ale ale co tu się dzieje. Kładę się wygodnie w łóżku, przykrywam kołdrą, ręce i nogi zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa. Niewiele lepsze są oczy, powieki opadają i nie mają zamiaru się podnieść. Z moich planów jak zwykle nici. Padłam i już nie powstanę. No dobra powstanę, ale koło 2-3 w nocy na karmienie małego gagatka.

 

Śpię i śnię, w końcu nikt i nic mnie nie podniesie z łóżka. Nagle w moim śnie pojawia się dziwny odgłos. Nie nie nie!!! Nie zwariowałam! Ten odgłos jest coraz bliższy, silniejszy, w końcu na tyle głośny, że otwieram oczy. Myślałam że to sen, ale nieee!!! Ten dźwięk pozostał i rani moje uszy. Odwracam się w stronę męża i już wiem co się stało – chrapie i to znowu! Zatykam delikatnie nos i z powrotem kładę się na poduszkę w nadziei, że uda mi się szybko zasnąć. Ale nieeee, bo przecież to by było zbyt piękne! Chrapie, chrapie i dalej chrapie, z każdym oddechem coraz głośniej.

 

 

 

AAAAAAAAAA RATUNKU!!!!!

 

Zakrywam uszy poduszką – nie pomaga. Delikatnie szturcham – nie pomaga. Proszę, żeby zmienił pozycje i coooo? Znowu nie pomaga. Jeszcze dodatkowo, kiedy uda się go obudzić, to kłóci się ze mną, że przecież on nie chrapie i żeby dać spokój. Ale jak to? Jaki spokój? Jest pierwsza w nocy, a ja chcę spać! Mam ochotę przeklinać, wrzeszczeć!!! Cała zabawa w głaskanie, zatykanie nosa, delikatne szturchanie trwa godzinę. W końcu słyszę, że Mała zaczyna się wiercić w kołysce, więc biorę ją na ręce i karmię. Zaznaczę, że na czas karmienia i trzymania Gabrysi na rękach nagle zapada cisza, jakby Mężul wiedział, że trzeba być cicho. Mała zjada, odbija jej się i odkładam ją z powrotem do kołyski. W końcu mogę iść spać. Przykrywam się kołdrą, kładę głowę na poduszkę iiiiii znowu zaczyna się chrapanie. AAAAAAAA!!!

 

 

 

TAJEMNA BROŃ

 

W końcu przypominam sobie o mojej tajemnej broni. Idę do kuchni, wyjmuje z lekarstw psikacz na chrapaczy i wracam z powrotem do dużego pokoju. Staje nad mężem zbliżam się urządząkiem do nosa i nagle… nagle otwiera oczy i z przerażeniem pyta co ja robię i czemu trzymam to nie dobre coś. Tak, mój mąż nie znosi psikaczy do nosa i kropli do oczu – broni się przed tym, jak tylko może. Ale wróćmy do sceny z nocy. Stoję nad mężem gotowa psiknąć do nosa, nie interesuje mnie już nic. Jest noc, chcę spać! W końcu ja też muszę być jutro przytomna. Mężul prosi mnie, żeby nie psikać, prosi o ostatnią szansę, jak coś to potem psiiiik!!! Stwierdzam, no dobra, ale na dłuższe zabawy w kotka i myszkę nie mam już siły – usłyszę jedno chrapnięcie i psik do obu dziurek ;)! Kładziemy się, on zasypia od razu, ja jeszcze chwilę kręcę się i też padam.

 

ZWYCIĘSTWO!!!

 

I wiecie cooo… było cicho – zastraszenie pomogło. Szturchanie, klaskanie, cmokanie, zatykanie nosa, proszenie o zmianę pozycji – nic nie dawało pożądanego efektu. Dopiero  psikacz i ewentualność jego użycia poskutkowało 😉 No dobra, może sobie wmawiam, że zastraszenie pomogło, ale co tam – ważne, że działa! Od teraz psikacz jest blisko mnie i jakby co, nie zawaham się go użyć 😛

 

ps. Możecie być pewni, że Mężul ma się dobrze, nic mu się złego nie dzieje w nocy i wstaje bardziej wyspany ode mnie 🙂

 

A wy jak sobie radzicie z chrapiącą drugą połówką? Macie jakieś sprawdzone metody? Koniecznie podzielcie się nimi w komentarzach albo na Facebooku.

No Comments

Post a Comment