Top

Znikopis – katastrofa totalna

Tablica firmy Smiki jest z nami już od dłuższego czasu. Przyznam szczerze, że gdy tylko ją zobaczyłam, wydawało mi się, że będzie to idealny prezent dla Zuzi. Niestety, podczas kolejnych zabaw, mankamenty produktu bardzo szybko wyszły na światło dzienne. Dlatego nie owijając w bawełnę, przedstawiamy naszą recenzję znikopisu.

 

 

Pokaż kotku, co masz w środku

 

 

Prezentowany model tablicy posiada duży ekran z automatycznym suwakiem do ścierania oraz pięć stempelków, a także dwustronne pióro do rysowania. Pisak przywiązany jest do tablicy sznureczkiem, dzięki czemu możemy mieć pewność, że nie zgubi się podczas zabawy. Jeśli chodzi o pozostałe, nieumocowane elementy – pieczątki, to oczywiście po skończonej zabawie możemy je umieścić w odpowiednich otworach lub po prostu schować w inne miejsce (jeśli obawiamy się, że nasze dziecko szybko je pogubi).

 

 

 

 

 

 

Ogromnym plusem tej zabawki jest to, że oferuje dużo miejsca do malowania. Zuzia potrafi spędzić przy niej sporo czasu. Jak na razie skupia się na robieniu stempelków, rysowaniu buziek, słoneczek itp. czy zamalowywaniu pieczątką całej tablicy. Potem wystarczy, że wszystko zetrze suwakiem i zabawa zaczyna się od początku. Ponadto zabawka ma duży uchwyt, dzięki czemu mały artysta wygodnie może przenosić tablicę z miejsca na miejsce.

 

 

Kilka słów o wadach

 

 

Nie przypuszczałam, że zwykła tablica typu znikopis, może mieć jakiekolwiek wady. A jednak… Pierwszą z nich jest automatyczny suwak do ścierania, który działa bardzo głośno i zdarza się, że dość często haczy podczas przesuwania. Co nie tylko frustruje mnie, ale i zniecierpliwioną Zuzię, która właśnie weszła w etap, że wszystkie zabawki muszą być w 100 proc. sprawne i jeśli coś nie pójdzie po jej myśli… następuje tupnięcie nóżką i tzw. foch ;).

 

 

 

 

 

Czas na rysowanie

 

 

Przejdźmy do samego rysowania. Niezależnie od tego, czy Zuzia rysuje, czy robimy to wspólnie, mam wrażenie, że przy stawianiu kolejnych kresek (nawet delikatnie dotykając piórem powierzchni tablicy), wcześniejsze stają się mniej widoczne, a z czasem wręcz znikają, pozostawiając po sobie „szarą smugę”. Na początku wydawało mi się, że taka jest uroda wszystkich tablic. Jednak porównałam naszą z innym modelem i okazuje, że wcale tak nie musi być. Kreski, kółka, a nawet obrazki powinny wychodzić na tyle wyraźnie, że nie trzeba się martwić o ich zbyt szybkie zniknięcie, no chyba, że potraktujemy je suwakiem.

 

 

W przypadku naszego modelu znikopisu, być może dodano za mało opiłek, dzięki którym powstają magiczne obrazki. Być może jest to wina samej tablicy… Jedno wiem na pewno, z nią po prostu coś jest nie tak. A szkoda, bo zabawka nie należała do najtańszych… No może nie kosztowała miliony monet, ale był to wydatek rzędu w wysokości 69,99 zł.

 

 

 

Pomimo, że ma dużą powierzchnię do malowania, aż 5 pieczątek w różnych kształtach, to szczerze odradzamy jej zakup. Być może za jakiś czas, kiedy frustracja Zuzi i moja, sięgnie zenitu wymienimy ją na inny, lepszy model.

No Comments

Post a Comment