Top

Idealny domowy napój na lato i nie tylko…

Zwykle w okresie jesienno-zimowym marzymy o nich. Dlatego uwielbiam lato, wakacje! Nie tylko ze względu na to, że w końcu będzie można pojechać na wymarzony odpoczynek , ale również ze względu na to, że na straganach pojawiają się świeże, długo wyczekiwane sezonowe owoce i warzywa. Prawie codziennie rano pojawiam się w pobliskim warzywniaku i kupuje produkty.

 

 

Jak to u mnie czasami bywa, kupię czegoś za dużo i potem to leży… Ehhh… nie wiem jak u was, ale zwykle mój mąż nawet nie wie co kupiłam, ponieważ nie rozgląda się. Jego postrzeganie owoców ograniczone jest tylko do sytuacji, w której są one umyte i gotowe do jedzenia. A co najważniejsze, muszą leżeć w widocznym miejscu. Broń Boże w lodówce w dolnej szufladzie, bo wtedy nikła szansa, że w ogóle tam zajrzy. Dlatego, żeby nie wyrzucać pieniędzy w błoto i nie marnować zakupionych produktów, dodaje owoce do ciasta albo robię kompot.

 

 

Woda, woda i jeszcze raz woda

 

 

Zuza polubiła kompot dopiero w przedszkolu. Wcześniej piła tylko wodę. Żadna herbata czy soczek nie wchodziły w grę. Tak naprawdę od momentu kiedy miałam zielone światło od naszej pediatry, przyzwyczajałam małą Zuzię do smaku wody (podobnie jest teraz z Gabrysią). I jak z piciem wody nie było problemu, bardzo długo nie mogłam przekonać Zuzi do wypicia herbatki, kompotu czy soczku. Przełom nastąpił na zeszłorocznych wakacjach, kiedy to siostrzenice piły soki, a Zuzia była tak mocno wpatrzona w nie, że chciała robić dokładnie to co one. I tak po raz pierwszy spróbowała czegoś nowego. Za to w przedszkolu baaardzo jej posmakował kompot. Sama mówiła że pychotka. Zresztą wielokrotnie słyszę od Zuzu, że pyszne jest jedzonko w przedszkolu, nawet lepsze niż w domu ??. Czyli wychodzi na to, że powinnam iść na nauki do Pań kucharek z przedszkola i poznać sekret ichniejszego gotowania.

 

 

Mamo proszę zrób mi!

 

 

Dlatego jakie było moje zdziwienie (oczywiście pozytywne), gdy Zuzia poprosiła mnie o zrobienie kompotu do obiadu. Stwierdziłam, czemu nie i zabrałam się do pracy. Gabi grzecznie leżała w leżaczku, a Zuzia, moja pomocnica podwinęła rękawy, gotowa do działania. Sprawdziłam tylko swoje zapasy – zostało mi pół kilo truskawek, maliny około 250 gram oraz dwa spore jabłka. Czyli idealnie na zrobienie 3-litrowego kompotu. Owoce dokładnie umyłam, jabłka obrałam ze skórki i pokroiłam w dość spore kawałki. Zuzia za to wrzuciła je do garnka, a ja zalałam 3 litrami zimnej wody. Gotowałam na małym gazie pod przykryciem. Od momentu zagotowania liczyłam czas, około 20 minut. Gdy minął wyznaczony czas, wyłączyłam gaz pod garnkiem, wyjęłam sitko i odcedziłam kompot.

 

 

 

 

Jeśli kompot jest za kwaśny, dodajemy (jeszcze do ciepłego) trochę cukru albo miodu. U mnie obyło się bez dodatków 🙂 Na koniec przelałam go do dzbanka i poczekałam aż ostygnie. Tak przygotowany domowy napój możemy pić w temperaturze pokojowej albo schłodzony w lodowce. U nas to my dorośli pijemy zimne napoje, a Zuzia niezależnie od tego jak wysokie temperatury wskaże termometr, pije napoje w temperaturze pokojowej.

 

 

No to co kochani, na zdrowie!!! My zabieramy domowy kompot do bidonu i wyruszamy na dwór.

No Comments

Post a Comment