Top

„Marcel i czas” – Wydawnictwo Kocur Bury

Czas – wieczna gonitwa, by zdążyć wszystko zrobić. Patrzymy na zegarek i gonimy, gonimy byle zdążyć. Tylko właśnie za czym my tak naprawdę gonimy? Ja zwykle walkę z czasem rozpoczynam po opuszczeniu murów szkoły i biegnę po moje dziewczyny, by szybko je odebrać z przedszkola i szkoły. By tylko chwilę mieć dla nich i spędzić razem czas. W międzyczasie trzeba jeszcze ugotować coś na obiad, odrobić lekcje i nagle okazuje się, że trzeba już szykować się do spania. Także nam tydzień zlatuje mega szybko!

Szczerze przyznaje, bardzo czekałam na książkę „Marcel i czas” Emilii Becker (Wydawnictwo Kocur Bury). Jestem niezmiernie wdzięczna, że otrzymałam taką możliwość zrecenzowania tej książki. Ale przejdźmy już naszych wrażeń, bo razem z Zuzią czytałyśmy ją przed spaniem.

Początkowo wywoływała u mnie złość… Ojej kiepsko się zaczyna recenzja, ale spokojnie proszę czytać dalej 😉 Marcel wychowuje się w rodzinie, gdzie dla rodziców liczy się pęd za karierą, wiecznie dzwoniące telefonu i brak rodzinnych rozmów, takich od serca. Wiecie o czym mówię, gdy siadamy sobie całą rodzinką i rozmawiamy, śmiejemy się, opowiadamy sobie o minionym dniu albo o tym co leży nam na sercu. W rodzinie Marcela tego nie ma, każdy dzień wypełniony jest po brzegi i to nie tylko dorosłych, ale i samego Marcela. Dodatkowe zajęcia – multum dodatkowych zajęć, w których nie zawsze chłopak chce chętnie uczestniczyć, tylko wymuszone są przez rodziców, bo rodzice wiedzą lepiej jakie dziecko ma zainteresowania…. Znany model? Niestety tak. O dodatkowych zajęciach już pisałam jakiś czas temu, ale jak widać problem nadal aktualny.

Marcel nienawidzi czasu, nienawidzi harmonogramów, grafików, odwiecznej walki z czasem. Za to brakuje mu po prostu zwykłej, beztroskiej zabawy z rodzicami. Gdy żyła jeszcze jego babcia, to ona poświęcała mu najwięcej czasu. Niestety po jej śmierci, już nic nie było takie samo. Choć ma dziadka, to niestety nie jest z nim tak blisko, jak był z babcią. Ale jak to bywa w życiu, czasem wszystko można odmienić i zaczynają dziać się prawdziwe cuda.  No dobra od tego momentu, w końcu książka wywołuje u mnie uśmiech na twarzy.

Kto by przypuszczał, że dzięki książce Marcela Prousta pt. „W poszukiwaniu straconego czasu”, odkryje list od babci, w którym to Babcia przewidziała przyszłość i zostawiła wskazówki do wymyślonej przez nią gry. Gra jest dla Marcela i dla dziadka! I tak oto zaczyna się arcyciekawa przygoda, która połączy dwie osoby. Osoby, które nie miały nic wspólnego ze sobą, ale nagle zaczyna łączyć ich wspólny cel. Tym celem jest odnalezienie kolejnych wskazówek, jakie pozostawiła babcia, bo tylko dzięki odnalezieniu wszystkich zagadek, będą mogli odzyskać stracony czas.

Co tu dużo mówić – fabuła pochłonęła nas bez reszty. Początkowo chciałam rzucić książkę w kąt, bo zachowanie rodziców w ogóle mi nie odpowiadało, a wręcz irytowało. W duszy krzyczałam „NO WEŹCIE SIĘ OBUDŹCIE!!!! I POSŁUCHAJCIE SYNA!”. Na szczęście później historia totalnie się zmienia. Marcel razem z dziadkiem odnawiają swoją przyjaźń, poznają się na nowo.

Jestem bardzo wdzięczna Wydawnictwu Kocur Bury, że książka „Marcel i czas” zagościła w naszej biblioteczce. I wiem jedno, to nie jest książka tylko dla dzieci, powinien ją przeczytać również dorosły. Bo czasu nie da się cofnąć. Jako rodzice powinniśmy ustalić priorytety i nieco zwolnić tempo. Wiem, nie jest to łatwe, ale czas poświęcony dzieciom, rodzinie jest bezcenny. Potem, może być już za późno.

Pięknie wydana, w twardej oprawie, grubszy papier i do tego ilustracje autorstwa Małgorzaty Kwapińskiej – wszystko bardzo klimatyczne i do wciągająca fabuła. Aha i co ważne czcionka jest na tyle duża, że dziecko może samodzielnie ją przeczytać.

Polecamy z Zuzią w 100 proc.!!

No Comments

Post a Comment