Top

Jak przygotować dziecko do przedszkola?

Rekrutacja do przedszkoli już za nami. Każdy już wie, gdzie dostało się jego dziecko. Być może jeszcze w czerwcu albo pod koniec sierpnia przedszkole zorganizuje dni adaptacyjne, tak aby przyszłe przedszkolaki, ale również rodzice, mogli zapoznać się z nowym otoczeniem oraz paniami, które na te kilka godzin będą miały pod opieką nasze pociechy. Oczywiście samo przyjęcie do przedszkola oraz dni adaptacyjne to za mało, aby przygotować dziecko do tak wielkiej zmiany w jego życiu. Dlatego postanowiłam podzielić się z Wami moimi sposobami, dzięki którym Zuzia była bardziej świadoma nowego trybu dnia. Wiadomo nie są to idealne rady, ale być może uda mi się zainspirować Was do stworzenia własnych metod. No dobra, koniec wstępu – ZACZYNAMY!

 

Po pierwsze rozstanie – tyczy się to przede wszystkim dzieci, które nie chodziły do żłobka. Starajmy się jak najczęściej podrzucać je babciom czy ciociom/wujkom. Dzięki temu maluch przyzwyczai się do naszej nieobecności oraz zmiany otoczenia. Jeśli chodzi o Zuzię, ona akurat chodziła na parę godzin do żłobka i muszę przyznać, że gdy nastał wrzesień, znacznie szybciej załapała, że Mama nie będzie uczestniczyć z nią w zajęciach w przedszkolu. W pierwszym tygodniu pojawiła się łezka w oku przy rozstaniu, a później to już była bułka z masłem. Buziak, przytulas przy drzwiach do sali i tyle widziałam Zuzie.

 

W naszej grupie panie poprosiły rodziców, żeby rozstania z dzieckiem trwały krótko i co najważniejsze, jak najszybciej znikać im z oczu. Więc nie sterczymy przy drzwiach, nie wypatrujemy dziecka przez okno, bo to jeszcze bardziej spotęguje jego rozpacz. Wiadomo, na początku trudno zaufać paniom, ale trzeba się przełamać. Gdy Zuzce zdarzało się, że łezka pojawiała się w oku, wychodziłam z przedszkola i czekałam do momentu, gdy przestanie płakać. Stałam w takim miejscu, żeby nie widziała mnie z sali. Przeważnie jednak  5 minut po tym jak opuściłam budynek, Zuzka z płaczącego dziecka zmieniała się w uśmiechniętą pełną radości dziewczynkę i zaczynała bawić się z rówieśnikami. Nie taki diabeł straszny! Bardziej my przeżywamy rozłąkę niż nasze dzieci! Najważniejsze to nie pokazać po sobie, że denerwujemy się, bo dziecko to wyczuje.

 

 

Po drugie, warto kupić książeczkę o przedszkolu. U nas świetnie sprawdził się „Tupcio Chrupcio idzie do przedszkola” oraz „Kicia kocia w przedszkolu”. Wiadomo, nie codziennie, bo nie ma co robić wokół tego wielkiego halo, ale gdy tylko dziecko wyraża chęć, warto wykorzystać ten moment i poopowiadać jak wygląda życie w przedszkolu i co fajnego można tam robić.

 

 

Po trzecie, wyprawka do przedszkola. Każde przedszkole ma swoją listę przyborów, które trzeba przynieść wraz z nastaniem 1 września. W naszym przypadku w grę wchodziły tylko ubrania, ponieważ pościel, ręczniki oraz artykuły papiernicze zapewniało przedszkole. W przypadku tego ostatniego co pół roku w naszej grupie robiona jest składka, którą zbiera Pani wychowawczyni i za zebrane pieniążki kupuje dzieciom potrzebne przybory.

 

 

Jeśli chodzi o ubrania to w połowie sierpnia wybrałam się z Zuzią do sklepu. Miałyśmy przygotowaną listę, co nam jest potrzebne. Zaprowadziłam młodą do sklepu i mówiłam jej co mam na liście, a ona wybierała. Ja tylko pilnowałam, aby rzeczy nie kosztowały miliony monet. Uwierzcie mi, szukanie, wybieranie, w końcu powiedzenie „Tak bierzemy!”, oj bardzo się to Zuzce podobało. Ten błysk w oku, świadomość, że to ja wybieram rzeczy do przedszkola uświadomiły jej (choć trochę), że nadchodzą fajne zmiany w jej życiu.

 

 

Po czwarte – koniec korzystania z pieluchy! Jeśli dziecko korzysta jeszcze z pieluchy, jest to już ostatni moment, aby przejść na kolejny stopień wtajemniczenia. Muszę przyznać, że odpieluchowywałam Zuzkę na ostatni moment. Zawirowania żłobkowe związane z częstym chorowaniem, a także moja zmiana pracy, sprawiły, że pożegnanie z pieluchą było przekładane. Tak naprawdę udało nam się pozbyć pieluchy w wakacje, kiedy to Zuzia była ze swoimi siostrzenicami na działce. Początkowo Zuza chodziła z nimi do toalety i patrzyła, że robienie siusiu czy kupki na kibelek nie jest takie straszne. Trwało to kilka dni aż w końcu pewnego pięknego dnia chciała założyć gatki i zacząć zachowywać się jak dorosła. Chodziłyśmy do ubikacji co pięć minut, bo za każdym razem wydawało jej się, że chce się siku, ale za tym 5 czy 10 razem w końcu się udało. Z czasem, gdy się bardziej oswoiła, wołała już tylko wtedy, gdy naprawdę jej się zachciało siusiu. Oczywiście wpadki się zdarzały, szczególnie w trakcie intensywnej zabawy, ale zawsze przy sobie miałam dodatkowy komplet ubrań. Nigdy nie robiłam afery, zawsze tłumaczyłam, że następnym razem na pewno uda się zrobić do kibelka.

 

Z kupką było trochę gorzej. Bardzo długo miała zakładaną pieluchę tylko wtedy, gdy chciało jej się załatwić. Wołała „chce kupkę” i choć się prosiło spróbuj na kibelek, to miała w sobie jakąś blokadę i nie chciała zrobić. Udało się po miesiącu proszenia, zachęcania, bicia brawa – oj jaka była z siebie dumna. Niestety regres nastąpił, kiedy wracałam z Zuzią pociągiem (przynajmniej tak mi się wydaje, że wtedy mogło to nastąpić). Znowu wróciliśmy do opcji siku na kibelek – tak, kupka – tylko pielucha. Załamałam się, bo 1 września tuż tuż, a ona ma problem z załatwianiem. Poczytałam, zasięgnęłam opinii u innych koleżanek – doświadczonych mam i nie pozostało nic innego jak tylko prosić i czekać aż to zaskoczy. Zuzia poszła do przedszkola, ale wracała po obiadku, bo bałam się, że zostając na dłużej, będzie trzymać kupkę, a wtedy to już murowane problemy. Tak naprawdę z pieluchową kupą pożegnaliśmy się na dobre, kiedy wylądowałam w szpitalu, żeby urodzić Gabrysię i to Tata przekonał Zuzię do robienia kupki na kibelek. Zadzwoniła do mnie, żeby mi o tym opowiedzieć i była z siebie baaardzo dumna. Od tamtego momentu o pieluszce już ani razu nie wspomniała.

 

 

Po piąte, zapominamy o smoczkach, kubkach niekapkach, bidonach. Nasz maluch powinien ładnie pić ze szklanki. Zuzka akurat od urodzenia nie przepadała za smoczkiem, kubki niekapki były przez chwilę, ale również nie budziły zachwytu. Za to z bidonem swoje pierwsze próby rozpoczęła już w wieku niecałych 10 miesięcy i pięknie załapała picie ze słomki. Bidon towarzyszył nam przez cały czas i w domu i na wycieczkach. Jednak stopniowo zamieniliśmy domowe picie z bidonu na kubeczek. Tu pomogli bohaterowie z ulubionych bajek, którzy znaleźli się kubeczkach i motywowali do działania. Zuzia sama wybierała, czy chce pić z Księżniczką Zosią, czy może z bałwankiem Olafem. Od tej pory bidon zabieramy tylko wtedy, gdy wychodzimy na spacer.

 

Po szóste, jedzenie. Nie przygotowujemy już żadnych papek. Tak tak, też mi się wydawało, że to niemożliwe, ale nadal są rodzice (sama ich widziałam na własne oczy), którzy przygotowują zmiksowane jedzenie. Przedszkolak powinien już ładnie gryźć i nie powinno to dla niego stanowić problemu. Jeśli jednak gryzienie nie zostało jeszcze opanowane, jest to ostatni dzwonek, żeby ćwiczyć z dzieckiem tę umiejętność. Jedzenie przygotowujemy w kawałkach, łatwe do pogryzienia, zachęcajmy do gryzienia skórki od chleba.

 

 

Ponadto zachęcajmy dziecko do jedzenia różnych rodzajów surówek. Podobno (jak to opowiadała Pani wychowawczyni z przedszkola) bardzo dużo dzieci w ogóle ich nie je. Proponowała żeby przygotowywać z dzieckiem surówki, tak aby dziecko po pierwsze wiedziało co się w niej znajduje, a po drugie, żeby było dumne z siebie – w końcu co samo przygotuje to jest najlepsze 🙂 Starałam się z Zuzią wiele rzeczy przygotowywać w kuchni i muszę przyznać, że ta metoda nie zawsze skutkowała. Mimo że robiłyśmy razem, nie przepada za wszystkimi warzywami typu sałata czy rzodkiewka. Ale próbujemy i choć nie zawsze na wszystko ma ochotę, to przynajmniej miło spędzamy razem czas w kuchni 🙂 Za to w przedszkolu (wiem od Pań) zjada wszystko z talerza, także surówki.

 

 

Po siódme, starajmy się jak najbardziej usamodzielnić nasze dziecko. Pozwólmy, aby samo się ubrało, rozebrało, zakładało rzeczy do wyjścia. Tak wiem, zajmie to duuuuuuużo więcej czasu, a nas czasami będzie krew zalewać, bo przecież śpieszymy się, ale pamiętajmy, taka nauka nie pójdzie w las.

 

I na koniec najważniejsze, nie panikujmy, nie pokazujmy dziecku że denerwujemy się nadchodzącymi zmianami. Opowiadajmy o przedszkolu z uśmiechem na ustach, bo przecież to ma być najpiękniejsza przygoda w jego życiu. A kiedy nastąpi 1 września, opowiadajmy dziecku wieczorem, jak ma wyglądać kolejny dzień, o której będziemy je odbierać itp. U mnie ta metoda bardzo się sprawdziła, Zuza zawsze wiedziała kiedy może się mnie spodziewać, czy to po obiadku, czy podwieczorku. Doskonale wiedziała czy będzie spała w przedszkolu, czy będę ją odbierała wcześniej. Przekazujmy również dzieciom informację o wydarzeniach w przedszkolu takich jak warsztaty, teatrzyki, koncerty. Moja Zuza uwielbia jak coś się dzieje dodatkowego w przedszkolu, wtedy leci do niego z bananem na twarzy i biegnie ile sił w nogach 😉 Dzięki tej „regułce”, którą powtarzam każdego wieczora tuż przed spaniem, Zuza jest dużo spokojniejsza i wie czego może się spodziewać następnego dnia.

 

 

Nasz pierwszy rok chodzenia do przedszkola dobiega końca i mimo że Zuza duuuużo chorowała i sporo opuszczała zajęć, to i tak widać, że przedszkole bardzo jej się podoba. A co najważniejsze, ma już swoje ulubione psiapsiułki, z którymi uwielbia się bawić. I uwaga uwaga, jest i przedszkolny mąż!!! 🙂

No Comments

Post a Comment